Mąż i żona

Wpisy zawierające słowo kluczowe mąż i żona.


« najpopularniejsze słowa kluczowe

Filmy czasów - Step up 2 Jest dobrze, co nie?

Step up 2 to film o streetdancerach, czyli takich blokersach, którzy lubią taniec. Młodzieżowa opowiastka o dorastaniu, buncie i miłości. Nic nowego. Warto było zobaczyć, bo sceny taneczne budzą podziw. Ktoś się porządnie narobił. Oglądałem film z myślą, że mentalnie i duchowo jestem z pokolenia Grease, być może trochę Footlose, ale hip-hop zdecydowanie jest dla mnie obcym terenem.  

Zobacz cały wpis na blogu »
Dr House Jest dobrze, co nie?

Właśnie w tym odcinku była scena, w której mąż każe odłączyć żonę. Poza tym, że serial lekki i całkiem sympatyczny, to pomyślałem, że w obliczu śmierci klinicznej własnej żony (dzizas, co za myśli), nie potrafiłbym podjąć takiej decyzji. Sam jestem za możliwością eutanazji ale co innego mieć wybór, a co innego zdecydować.  

Zobacz cały wpis na blogu »
Prezenty dla kobiety Jest dobrze, co nie?

W kalendarzu zbliża się data kolejnych urodzin mojej żony. Jak rasowy samiec, użyłem całej swej przebiegłości i spytałem dyskretnie: - co chciałabyś dostać w tym roku na urodziny? Odpowiedź mnie specjalnie nie zdziwiła:  - coś ładnego. Różnimy się między sobą – kobiety i mężczyźni – nie tylko tym, co nosimy w spodniach (BTW: to, co facet nosi w spodniach, ledwo mieści się do torebki kobiety – telefon, dokumenty, kluczyki, parę osobistych rzeczy, etc), ale także mamy różne potrzeby. Mężczyzna na pytanie, jaki prezent chce dostać, odpowie bez zastanowienia: telefon, portfel, okulary, myszkę do laptopa, itp. Wyrzuci z siebie propozycję, która jest adekwatna do teraźniejszej sytuacji. Nawet jeśli zażartuje, że chce duży prezent, to po chwili doda coś konkretnego. Kobieta nie wypali prosto z mostu, a jej potrzeby należy tropić i wyszukiwać, po czym zaspokajać. Prezenty dla kobiet mogą być ró (...)

Zobacz cały wpis na blogu »
Burza w szklance wody Jest dobrze, co nie?

Tyle zamieszania o nic. Dwa tygodnie ustalania i planowania, w końcu zakupy i przygotowania. Nie przyjechali. Trudno, nie przywiązuję wielkiej wagi do swoich urodzin, a przecież nie umieramy i jeszcze będzie okazja aby się spotkać. Sto tysięcy telefonów, smsów i słowa, które były niepotrzebne. Nie przyjechali bo ciemno, mokro, choro i były ważniejsze sprawy. NIe robię nigdy wielkiej afery, nawet jeśli mi bardzo na czymś zależy. Tylko kurna chata, dlaczego wszystko odyło się poza mną?

Zobacz cały wpis na blogu »
Marzenia Jest dobrze, co nie?

Wczorajsze wydarzenia z kategorii bardziej przyjemnych choć dotyczących innych osób, sprowadziły mnie na tory marzeń. Teraz najbardziej chciałbym spędzić trochę czasu w domu z żoną. Mogłoby zasypać świat (mamy dużą lodówkę), a praca mogłaby być zdalna, najlepiej po kilka godzin dziennie. Na luzie, obok codziennych wydarzeń, poza czasem i systemem. Ależ utopia;)

Zobacz cały wpis na blogu »
Kobieta w progi Jest dobrze, co nie?

Jak kobieta wprowadzi się do mieszkania mężczyzny, to ten może zapomnieć o swoim wydeptanym zwyczajami i wygodnictwem gniazdku. Wszystko leci do góry nogami i zmienia się nie do poznania. Pierwszą oznaką bytności kobiety w domu jest uderzający w nozdrza zapach, który dobywa się nie wiadomo skąd. Dostajesz kapcie i miejsce przeznaczone na ich przechowywanie, od progu atakuje Cię nowa wycieraczka i zdezorientowany wchodzisz dalej. A tam co? Z kibla narodziła się ubikacja, z której teraz pachnie różami, a kolor spłukiwanej wody wcale nie przypomina wody. Uważać należy aby w swej dezorientacji nie nadziać ucha albo policzka na nowe haczyki na ręczniki i szlafrok. Wychodzisz z łazienki i na dzień dobry dostajesz po głowie. W tym momencie już wiesz, że deskę na ubikacji się zamyka. W domu wciąż pachnie, ale inaczej. Puszki poznikały, podłoga odzyskała swój dawny wzorek, a Tobie zostają wciśnięte w dłonie ogromne wory ze śmieciami, które też nie wiadomo s (...)

Zobacz cały wpis na blogu »
Młodzi gniewni Jest dobrze, co nie?

Natknąłem się przypadkowo na bloga, jakich w sieci tysiące. Autor publikuje notki o aktualnych wydarzeniach i jego rzeczywistości. Każda notka przebarwiona napuszonym intelektualizmem, jakże charakterystycznym dla buntu wieku młodzieńczego. Z większej perspektywy patrząc, każda notka zaczyna się od narzekania, a ostatni akapit jest wykładnią jedynie właściwej i niepodważalnej racji. Moja jest mojsza. Na szczęście Internet jest pojemny oraz cierpliwy. Za kilka lat młody adept sztuki pisarskiej porzuci pisanie głupot lub – czego mu życzę – oszlifuje swój drewniany styl i znajdzie swoje miejsce wśród opiniotwórczej hałastry naszego społeczeństwa. Zajmie wtedy miejsce tego, kogo teraz próbuje z piedestału obalić.

Zobacz cały wpis na blogu »
Tłusty, słodki, wyczekany Jest dobrze, co nie?

Po 9 godzinach w pracy chce mi się walić głową w mur. Myśl o 10 pączkach czekających na mnie w domu 3ma mnie przy zmysłach. Tłusty czwartek - uwielbiam ten dzień!

Zobacz cały wpis na blogu »
Łał Jest dobrze, co nie?

Czemu nie piszę? Bo jeszcze dochodzę do siebie. Sobotnia kolacja wypadła nadzwyczaj udanie, chociaz była całkowicie spontaniczna. Żadnych wielkich przygotowań, 3 talerze, trochę krojenia, układania, odkorkowania, nalania, podania i gotowe. Ale potem... wciąż nie jestem pewien, czy to naprawdę nie był sen.

Zobacz cały wpis na blogu »
Walentynki - za czy przeciw? Jest dobrze, co nie?

Dziś doszły mnie słuchy, że w sobotę walentynki. Wiek rozdzielania włosa na czworo mam już dawno za sobą, więc daruję sobie ocenę tego dnia. Jest i tyle. Odczuwam jednak wewnętrzną potrzebę zosrganizowania czegoś, co wywoła uśmiech na twarzy mojej żony. Kolacja w restauracji, kwiaty, a może myszka do laptopa, której jej brakuje? A może kiczowate kino między nastolatkami? Sam nie wiem. Do restauracji chodzimy ze dwa, trzy razy w miesiącu, ale do takich ze średniej półki. A może kolacja-niespodzianka w domu? Tyle możliwości, że aż trudno wybrać.

Zobacz cały wpis na blogu »
Cechy biednego człowieka Jest dobrze, co nie?

Żona w pracy, więc przyjemność zakupów spadła na mnie. Zwykle tygodniowe zapasy robimy w piątek po szybkim obiedzie. Wspólne zakupy są przyjemne i jeszcze mi się nie znudziły. Dziś było inaczej, więc wyposażony w listę zakupów, pojechałem do ulubionego hipermarketu (co to "dużo, tanio, ...") i zacząłem plądrować półki. Doszedłem do wniosku, że posiadam cechy biednego człowieka. Kupuję rzeczy bardzo tanie - jogurty z logiem hipermarketu, choć dla żony na drugie śniadanie jakieś 7 zbóż i inne cuda. Frytki i ser, 2 litrowe soki, zapas płatków śniadaniowych i parę innych rzeczy, które mogą dłużej poleżeć. Na zapas. Na zapas....żeby nie marnować benzyny na zbędne jeżdżenie do sklepu. Z drugiej strony, zamiast zgrzewki wody, kupiłem tylko butelkę. Będę pić przegotowaną oligocenkę. Oszczędzam kawę - sobie sypię zawsze niepełne miarki. Chodzę w niskich butach, mimo że znów nasypało 15cm śniegu. Mimo że żona ma 3 pary kozaków, kilka par pełnych (...)

Zobacz cały wpis na blogu »
Na obiad był łosoś Jest dobrze, co nie?

Po długim i wyszerpującym dniu, około osiemnastej, prawie jednocześnie podjechaliśmy pod dom. Ja - głodny i z bólem w plecach, ona - zmęczona i z siatami w rękach. Mniej więcej od tygodnia lodówka nam się ugina od jedzenia, a my chyba coraz mniej jemy. Nie wiem, skąd to się bierze, ale ja co rano wcinam moje ulubione kulki kakaowe z jogurtem, w południe rochlik z wkładką, a wieczorem, jak nam sił starczy, to coś pichcimy. Żona nic nie mówi, tylko przełyka znienawidzone kulki z jogurtem, na przemian z ulubionymi CinisMini na mleku, potem jogurcik w pracy i wspólna kolacja. I tak wywalam co kilka dni z pół zarośniętego chleba, przeterminowany serek, czy spocony kawałek wędliny. Dziś był "Pomysł na....", odrobina śmietany i dwa kawałeczki łososia. Mówię wam, pół godziny roboty, a niebo w gębie. O szóstej rano znów w kierat...

Zobacz cały wpis na blogu »
zaczęło się Jest dobrze, co nie?

Trzy tygodnie temu (i jeden dzień) powiedzieliśmy sobie uroczyście TAK. Faktycznie, było niepowtarzalnie i symbolicznie, wszyscy zachwyceni, bo też co innego mogą powiedzieć. Od trzech tygodni kumple poszli w cień, a komputer włączam ukradkiem, między zmywaniem garów, a składaniem nowych mebelków. Te mebelki to też dziwna historia - żeby sobie usiąść, musisz sobie złożyć. Teraz przynajmniej tyłek nie boli od tych cholernych poduszek. Jest dobrze... Tylko te rybki na ścianie w łazience...

Zobacz cały wpis na blogu »