Rocznica ... Moje smęty
Słuchając całkiem niedawno "Poduszkowca" w rodzimej stacji słyszałem jak prowadzący przytaczał historię piosenki. "Layla" bo o niej mowa to naprawde pieśń z korzeniami. Panowie Eric Clapton i George Harisson kochali się w tej samej kobiecie (była juz żoną tego drugiego). Ten pierwszy nagrał jeden z najwazniejszych utworów o złamanym sercu w historii muzyki. Ale ja nie o tej piosence. Ale o podobnej tematyce. Mało kto wie, że niemal identyczną sytuację przeżył ne kto inny jak Sting. Ciężko się troche pakowac z butami w Jego sprawy (niech piosenka sama tłumaczy) zwłaszcza że chyba nie chcę tego robić ani Go oceniac. Tak po krótce: zakochał się chłop i długo zabiegał o kobietę, która nieugięta dawała Mu kosza za koszem. Sting poddał się (może i dobrze) ale na pożegnanie stworzył piosenkę. "When we dance" - słowa w sumie mówią wszystko. Moje ulubione, wykonanie koncertowe ze wspaniałym back vocalem pana Crannon'a. Enjoy. (...) Zobacz cały wpis na blogu » |