Twoja praca vs moja praca damsko-męska akrobacja
Pracować, czy nie pracować – oto jest pytanie. Mowa o pracy zawodowo-zarobkowej, a nie o tych bździnach czyli tak zwanej pracy w domu. Z męskiego punktu widzenia to najprawdopodobniej malowanie paznokci, kopcenie fajur, leżenie z kawą na tarasie i „pachnienie”. Mężczyźni chętnie się wypowiadają w kwestii pracy zawodowej kobiet, jednak są mocno niezdecydowani. Te same osobniki potrafią wygłaszać opinie tak od siebie odległe, jak odległe może być małżeństwo od namiętności. Czasem nasi panowie chcą uchodzić za nowoczesnych, więc: „tak – pracuj kobieto”. Częściej jednak tę opinię wyrażają z zazdrości. Nie mogą znieść myśli o tym, że my piłujemy pazury, gdy oni fedrują na przodku, lub idą na wojnę. „Popracuj trochę, zobaczysz jak to jest”. I trzeci powód dla którego warto wysłać żonę do pracy „jak będzie sama w domu, to będzie jej odwalać. Zacznie marudzić. Nie dasz sobie z nią rady”. Argumentów przeciwko p (...) Zobacz cały wpis na blogu » |
Mógłby być.... damsko-męska akrobacja
….arabskim szejkiem. Jest pewna grupa mężczyzn, która obarcza żony winą za brak sukcesów zawodowych. Nie, nie dlatego, że musieli bezpośrednio przez nią z czegoś zrezygnować. Nie dlatego, że jej problemy odciągały go od pracy. Nie dlatego, że żądała obecności w domu i wyjazdów na rodzinne wycieczki, przez co biedak nie awansował. Nie. Ona za mało od niego wymagała. Zbyt rzadko, bądź, (O Niebiosa, to karygodne) nigdy, nie krzyczała, motywując tym samym do większego wysiłku. - Mam trochę żal do Jadzi, bo mógłbym wiele osiągnąć, ale ona była minimalistką i nie zmobilizowała mnie. Ty wstrętna Jadziucho! A Jadzia tymczasem, pamiętała z dzieciństwa sąsiadkę z góry i jej coniedzielne koncerty nad rosołem. Nie tylko mąż, ale parę sąsiadujących bloków dowiadywało się, że tata Marcina – mąż rozdartej sąsiadki, jest żałosny, bo inni mężowie…. Tu można wstawić dowolny przedmiot westchnień. W latach PRL była to (...) Zobacz cały wpis na blogu » |
W moim magicznym domu damsko-męska akrobacja
W moim magicznym domu wszystko się zdarzyć może […] sam się rozgryza orzech. Większość znanych mi mężczyzn mieszka w takim magicznym domu, w którym wszystko samo się robi. Żona zajmuje się niczym, powinna więc być przynajmniej jego ozdobą, a tym czasem krąży w „ciapach” szurając nogami, w pochlapanym t-shircie jak czupiradło. Siedzi cały dzień w domu i nawet o siebie nie potrafi zadbać. I wiecznie czymś szumi, gdy chciałoby się obejrzeć meczyk. Oczywiście dociekanie czym jest źródło szumu, czy warkotu wykracza poza męską możliwość skupienia uwagi jednocześnie na piwie i okrzykach „szmaciarzu, ile ci płacą, że tak wolno biegasz!”. To nie możliwe, żebyśmy odkurzały, bo przecież jesteśmy leniwe. A porę brzęczenia wybieramy świadomie, z premedytacją. Nie dlatego, że też byłyśmy w pracy, że dzieci z przedszkola, że obiad w międzyczasie. W moim magicznym dom (...) Zobacz cały wpis na blogu » |
Poganiać czy nie? damsko-męska akrobacja
Znajomy chętnie i samodzielnie zgłosił się do pomocy w męskim temacie. Zastrzegł jedynie, że muszę się ostro przypominać, bo jemu takie rzeczy wypadają z głowy. Robi przysługi temu, kto głośniej krzyczy. Podziękowałam za chęć współpracy. Wiedziałam, że nic z tego nie będzie, gdyż nie jestem typem „przypominacza”. Z obserwacji wiem, że wygrywają upierdliwe krzykaczki, ale nie potrafię być jedną z nich. Nawet mojemu mężowi nie wiercę dziury w brzuchu. Nie krzyczę, nie walczę. Jestem na to zbyt dumna. Ja mogę ewentualnie zasugerować dwa, rzadko trzy razy, że należałoby pomalować sypialnię. Jeśli nie przynosi to efektów, radzę sobie sama. (Kupuję pędzel i odkrywam, że machanie nim nie jest wcale taką skomplikowaną harówą, lub wzywam fachowca do pralki, z której, jak się okazuje wystarczy od czasu do czasu wyciągnąć psią sierść. Niestety bycie samodzielną okazuje się nie popłacać. Jeden z zaprzyjaźnionych samców zdradził jak czuje się wów (...) Zobacz cały wpis na blogu » |
Feministka - wróg ludzkości damsko-męska akrobacja
To zastanawiający fenomen. Feministek nie znoszą nie tylko „szowinistyczne świnie”, ale i zalęknione „kury domowe”, wycięte z amerykańskiego żurnala lat pięćdziesiątych. A to wszak w ich imieniu odbywa się walka. Nie wiem w czym rzecz. W tym, że są zbyt agresywne? Nie to się im jednak zarzuca. Powtarza się argument, że są zbyt mało kobiece. Czyli zbyt mało męskich mężczyzn też powinniśmy nienawidzić? Nie udaje się to jednak z taką siłą, z jaką obdarzane są podłym uczuciem kobiety walczące o dobro rodziny. Jakie to niesprawiedliwe i beznadziejne. Grupa ludzi chce pomóc im podobnym osobom, a te się buntują. „WY jesteście brzydkie i nienormalne i MY nie chcemy mieć z WAMI nic wspólnego. Ja nawet lubię jak bije mnie mąż”. Całe poświęcenie sufrażystek, aresztowania, nawet bezsensowna śmierć pod końskimi kopytami, wywalczone prawa wyborcze, to wszystko nadal nie ma znaczenia. I sama muszę przyznać, że nie chcę być uznawana za „jedną z ni (...) Zobacz cały wpis na blogu » |