19 maja 2024, 20:51
Zaopiekujesz się mną, gdy będzie już koniec?

Zaopiekujesz się mną, gdy będzie już koniec?

Zdjęcie pochodzi z serwisu Pixabay.com
Pojawiła się u mnie w poradni pewnego dnia. Przyszła tylko zapytać, czy będzie mogła skorzystać z pomocy jak już będzie ciężko. Przyszła sama. Stała bezradna, drobniutka, wychudzona słaba i smutna. Ale miała jeszcze w spojrzeniu cień życia, może nie wolę życia, ale ufność, wiarę, że będzie co ma być.

Zaopiekujesz się mną, gdy będzie już koniec?


 „Mam raka” -powiedziała- już nie dają mi chemii, bo jestem za słaba. Dali mi skierowanie do tej poradni. Pomoże mi pani? ” Wtedy jeszcze nie wiedziałam, co miała na myśli zadając mi to pytanie.
Usiadłyśmy więc w poradni i to pierwsze spotkanie i pierwszą rozmowę zapamiętam na długo. Pani Janina miała 75 lat, rozsianego raka jelita grubego i wątrobę, która zajmowała jej całą jamę brzuszną. Pamiętam, jak spinała spodnie w pasie agrafką , tak schudła. Mówiła jednak, że nie będzie ich zaszywać, bo pewnie jeszcze przytyje. I „przytyła , to znaczy jej wątroba tak się powiększyła, że agrafki nie były już zupełnie potrzebne. Zapytana czy coś ją boli mówiła , że nie. Dopiero gdy ją badałam i dotknęłam brzucha, zobaczyłam grymas na jej twarzy, ale bez słowa skargi. „ Przecież musi boleć, taka choroba” – odparła.
Po pierwszym zbadaniu i zaordynowaniu leków zaczęłyśmy rozmawiać. „Wiem, że jest źle, wiem jaka to choroba i jak to się skończy- mówiła. Chciałabym tylko mieć pewność, że ktoś się mną zaopiekuje jak już będzie źle , żeby nie być ciężarem dla bliskich. Bo sama nie dam rady. Zaopiekuje się mną pani jak już przyjdzie ten czas?” To pytanie rozbrzmiewa mi w uszach do tej pory. Pamiętam jak się przutuliłyśmy. Po to tu jestem- powiedziałam tylko i wszystko już było jasne.
Widziałyśmy się co dwa tygodnie. Leki przeciwbólowe działały, apetyt powrócił na chwilę. Jednak z każdą wizytą widziałam ją coraz słabszą, choć nadal lekko uśmiechniętą i tak bardzo pogodzoną z losem. Pamiętam, jak przyszła jednego dnia i opowiadała, że nagle źle się poczuła w domu tak, że mąż chciał wezwać pogotowie ratunkowe. Zabroniła mu jednak twierdząc, że to przecież nic nie zmieni, jak ma umrzeć to umrze tej nocy. Lecz przeżyła i kryzys na chwilę minął. Na ostatnie dwie wizyty zgłosiła się do mnie już nie sama, lecz w asyście kuzynki a potem siostry. Na ostatniej wizycie w poradni była bardzo słaba, nie mogła jeść i wymiotowała. Zaproponowałam, że od razu położę ją do Oddziału. Miałyśmy przecież umowę. Ona spojrzała tylko i poprosiła o dwa dni. Miała wrócić w poniedziałek. Weekend chciała spędzić w domu. Ostatni weekend w domu. Wiedziałyśmy to obie.
Do szpitala w poniedziałek przywiózł ją mąż. Dostała leki, kroplówki, chodziła po oddziale słabiutka, ale nie chciała do domu. W ciągu kilku dni osłabła już na tyle, że nie była w stanie wstać z łóżka. Ale zawsze pytana jak się czuje, odpowiadała z bladym uśmiechem cichutko i spokojnie, że dobrze. Cała pani Janinka.

Dodaj swój komentarz

Mysza...
30 sierpnia 2024 o 00:14
polakalam sie przeogromnie, bo mojego Tatusia kochanego (chociaz mam juz prawie 43 lata to zawsze bedzie dla mnie moj Tatus kochany)... tez juz go tutaj nie ma, przykre ale zrobil miejsce dla kolejnych malutkich ludzikow...
Beata
23 maja 2024 o 09:48
Poruszające do głębi!

Zobacz także

- wpisy o podobnej tematyce

Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu
21 listopada 2021, 20:07
Zdjęcie pochodzi z serwisu Pixabay.com
Na temat portali randkowych i związków, które mają swój początek dzięki internetowi krąży wiele mitów i plotek - oto historia prawdziwa.