Z uśmiechu jesteś podobny do łez. Światło twojego poranka rozjaśnia ciemność w duszy. Martwe liście uderzają o chodnik, niebo u naszych stóp kołysze się leniwie, jakby na złość wieczności. Pora przyzwyczaić się do nieskończonej zemsty. Najwyższy czas nauczyć się na pamięć imienia Boga. Nie chcę, aby nasze sny były do siebie podobne. Los, ten paskudny hipokryta, wciąż prowadzi nas w stronę ciemności. Nie zbliżaj się do mojego ciała, ponieważ jest zbyt ubogie, by lśnić tak jasno. Głuchoniema nocy, czy czujesz zapach świeżych gwiazd? A może to woń zatraconych w sobie cnót? Nie uwolnisz się od przeszłości, jeśli zostawisz otwarte okno.