Kamienie Harley
Planowałam łikendowe włóczenie się po giełdzie kamieni, z zakupami rzecz jasna. Na planach się skończyło. W piątek przyjechały dzieci, więc w sobotę nie poszłam, bo wyjechały późnym popołudniem. Wieczorem przyszedł Majki z depresją. Wypiliśmy wino. W niedzielę przyszła do mnie już sama depresja i odebrała mi chęć na kupowanie błyskotek. Wieczorem poszłam do Majkiego zobaczyć jak mu idzie remont. - Chcesz kanapkę z pomidorem? – zapytał. - Nie chcę. - To masz. I pół piwa. Fakty są niezbite – jestem stara, brzydka, gruba, nic nie umiem, niczego w życiu nie osiągnęłam i żyję mrzonkami. No, to pa. Muszę się ogarnąć w sobie i ogolić nogi. A w merolu trzeba było naprawić alternator i wszystko z prądem wróciło do normy. Zobacz cały wpis na blogu » |
Prawdziwy test Harley
Palce u nóg mi zmarzły i czoło i nos. Przeczuwałam, że musi być zimno. Ale co zrobić, dojechać trzeba. Dopiero około południa dowiedziałam się we fabryce, że rano było minus piętnaście! Że też nie spojrzałam na termometr przed wyjściem z domu... Zostawiłabym rower w komórce. Eee, chyba lepiej. Przynajmniej przekonałam się, że rękawiczki – gwiazdka od Mężczyzny Hrabiego z Warszawy – mam ciepłe i czucie w palcach zachowało się do samego końca :) . Zobacz cały wpis na blogu » |
Fachowcy Harley
Nie sprawdziłam wciąż tych płynów ustrojowych vel elektrolitów. Brak czasu, chęci, motywacji? Ech, nie oszukujmy się, zwykłe to lenistwo. Jutro. Jutro to zrobię, bo mam prostownik. Nowiutki jakiś, bo nieprzyzwoicie czysty, made in germany. Zanim podłączę podejmę próbę sprawdzenia poziomu elektrolitu, jak się nie uda podłączę i tak. W pudełku jest instrukcja obsługi – dam radę. Prostownik pożyczyłam dziś od męża koleżanki – urodziny miała i wódkę postawiła (rzuciłam alkoholizm, nie wódkę i w przeciwieństwie do tego „niemoty”, który się kłóci zawzięcie z aa-alkoholikami) wypicie piwa, wina, drinka, wódki nie ciągnie mnie za włosy w nałóg na powrót. Co dziwne jest, acz pozytywne. Ale wracając do tematów prądu zmiennego transformowanego na stały – dwa dni temu we fabryce rzuciłam na stołówce, że mam potrzebę ładowania. Dziś mi jeden zdał raport treści nast (...) Zobacz cały wpis na blogu » |
Co się komu podoba Harley
Podobno wniosek jest już podpisany przez wszystkich świętych i czeka tylko na klepnięcie jakiegoś prezesa o obco brzmiącym nazwisku. Trzeba będzie zaryzykować w poniedziałek i mając zapewnienie tylko „na gębę” położyć papier kierownikowi. Prosiła mnie o to, ta co ma być moją szefową. Wczoraj mówiła do mniej zdrabniając moje imię. A nasz pierwszy kontakt był dość specyficzny, a było tak: Dałam Bazylowi cv i czekam. Czekam, czekam, czekam. Aż któregoś dnia dzwoni mi telefon. Numer nieznany. Ja akurat w stadium „nie cierpię telefonów, dajcie mi wszyscy święty spokój!”, więc odebrałam i z wściekłością w głosie warknęłam „halo!”. A tu jakaś baba mnie pyta czy ja to ja, czym mnie jeszcze bardziej wnerwiła! Jakoś obcesowo odpowiedziałam w rodzaju „o co chodzi?!” i wówczas gościówa się przedstawiła… Chyba zbladłam! Ale starałam się zachować zimną krew i już z uśmiec (...) Zobacz cały wpis na blogu » |
Jeszcze nic się nie stało Harley
Jestem na „tak” - usłyszałam dziś na koniec rozmowy, która rozpoczęła się pytaniem: – Co panią tu sprowadza? - Chcę tu pracować. Czekam teraz na kwity – przyrzeczenie zatrudnienia, czy jakoś tak. Pierwszy raz coś takiego dostanę (o ile dostanę). I będzie to drugi raz (jak będzie) kiedy złoże wypowiedzenie. Zwykle likwidowali mi fabrykę albo jej znaczną część i raz mnie wywalili. Zobacz cały wpis na blogu » |
Się skończył i zaczął Harley
Dobry rok to był. Dobry, nawet lepszy niż. Aż boję się nadeszłego. Dziś rozmawiałam ze znajomymi o zależności. Wieku, wyobraźni i lęku. Właściwie czego się bać? Co ma być, będzie. Co miało być, było. Co mogło być, a nie było. Widać nie mogło być. Wolę zamknąć oczy i nie widzieć co może być i co nieuchronnie będzie. Przygotowuję się do tego. Próbuję. Ale żeby w takim rzewnym nastroju nie kłaść się spać wspomnę dzisiejszą scenkę z fabryki. Kolega, zapalony rzeźbiarz sylwetki przyniósł miesięcznik z mięśniakami – znaczy, przepraszam, magazyn kulturystyczny. Przejrzał go i, jak zwykle, przyniósł mi go na biurko – do poczytania i pooglądania z rekomendacją – Ten to ma nogi! – I pokazał zdjęcie. - Matko! Ja bym tego w życiu do domu nie wpuściła. Wybudowałabym budę w ogrodzie! Podobno się nie znam. (...) Zobacz cały wpis na blogu » |
Szanowna Pani Harley
Szanowna Pani została niniejszym poinformowana o wybraniu do kolejnego etapu rekrutacji na stanowisko... A następny etap, to spotkanie z jakimś ważnym dyrektorem w stolcu. Termin zostanie ustalony po Nowym Roku. Szanowna pani zaciera ręce. Może je sobie pozacierać, bo i tak już większego użytku z nich nie zrobi na dachu. Śnieg szanowna pani zwaliła lecz z grubym i wielkim kawałem lodu rady dać sobie nie może. A pod tym lodowiskiem jest, jak zwykle bajoro, które wlewa mi się do kuchni. Rynna skuta lodem, dziura w murze oporowym (czy ogniowym – nie pamiętam nazwy) do odprowadzania wody do rynny również cała pod lodem. Pozostaje wycierać wodę i liczyć na mróz. Mężczyzna z Warszawy zwalał śnieg, dwa razy. Ale pojechał w czas odwilży. Niefart. Bo ostatnia partia spadłego z nieba białego puchu została na dachu. Mokry był tak, zachęcający do ulepienia bałwana ;) Szkoda, (...) Zobacz cały wpis na blogu » |
Niedyskretne pytania Harley
Sprawa butów wróciła na tapetę tydzień temu. Byliśmy u kumpla, który rai mi robotę lepszą niż mam. Rozmawialiśmy o tym czego mogą ode mnie chcieć na rozmowie, kto na niej będzie i po co. - Ale jak będzie taka pogoda, to ja nie mam butów, bo przecież w glanach nie pójdę – zaskamlałam żałośnie. I posiałam ziarno, bo następnego dnia Mężczyzna z Warszawy zgadnął – Jak nie masz butów na tę rozmowę, to ja mogę... - Nie, nie, żartowałam. Dam radę. Śniegu dziś może nie po pachy, ale na subtelne prunelki zbyt dużo. Wzułam więc buty sprzed dwudziestu chyba lat. Trzymają fason – zamszowe botki za kostkę, dość wysoki gruby kwadratowy obcas (stabilny) i lekko pogrubiona podeszwa, Bata – z zewnątrz całkiem nieźle się prezentują, a o zmurszałej wyściółce w środku nikt wiedzieć nie musi ;). Wzułam je dziś, bo na dziś została przesunięta rozmowa rekrut (...) Zobacz cały wpis na blogu » |
Życiowe dylematy Harley
Znów zaliczyłam mały lansik galeryjny z lekka militarnie się wystroiwszy. Miałam kupić żarcie dla kotów... Będą żarły dziś suszki, zaopatrzenie dopiero jutro, dziś w regały z ciuchami mnie wciągnęło, bo bardzo mi się podoba ten styl starodawnego munduru, królujący na wieszakach. Nie miałam pojęcia, że właśnie to teraz w modzie piszczy, że ona taka „moja” jest. Naprzymierzałam się prawie do syta. Prawie, no bo nie wiem czy mogłabym się przymierzaniem nasycić? Najgorsze chwile miałam w obuwniczych. No zamarzyły mi się te botki na obcasie, znaczy niekoniecznie te, co ostatnio widziałam. Dziś zobaczyłam inne! Cztery dychy droższe od tamtych. Pięęękne, zgrabne z kokardą na boku, a jaka slim w nich jestem...mmmm. Zdenerwowałam się i napisałam do Mężczyzny z Warszawy że ma mi zakazać łażenia po sklepach albo nie zostawiać samej na weekend! No tak! Jaki z tego wniosek? Wszelkiej rozrzutności babskiej winni są mężczyźni! Bo albo przyk (...) Zobacz cały wpis na blogu » |
Lubilatka Harley
Lata lecą i robią swoje. Zapomniałam, czy nigdy to do mnie nie docierało? Nie jestem przesądna, gdzieżby! Ale swój rozumek mam i trzynastkę traktuję z ostrożnością. To czemu ja bloga założyłam trzynastego? Listopada, osiem lat temu. Trzynastego listopada, wczoraj wykupiłam znów swoją domenę. Czekałam aż ją home.pl uwolni po niezapłaconym abonamencie, bo to najprostsza droga obniżenia kosztów – założyć na nowo „za złotówkę”. Czekałam i czekałam aż zapomniałam i wczoraj sprawdzając dostępność innej nazwy przypomniałam sobie o mojej. Okazała się wolna, więc czym prędzej ją zakupiłam za 12coś. No i zobaczyłam na fakturze tę datę! Trzynasty :/. A ta domena ma mi szczęście przynieść. Głównie w interesach. Lata lecą, jak to ustaliłam na wstępie i z ich biegiem świruję – umalowałam paznokcie na różowo i zachciewa mi się butów na obcasie na zimę. Na domiar nabieram coraz większej niechęci do ciężkich prac domowy (...) Zobacz cały wpis na blogu » |
New look, na chwilę Harley
Zagrali, ale bardziej, jak w teatrze, a nie kasynie. Aktorzy doskonali! Wciągnęli również nas do tej gry i wszyscy udawaliśmy, że to niewolnicy decydują u którego właściciela chcą być. Żałosne przedstawienie. Mam zatem nowego kierownika, a ściślej będę go miała od stycznia, bo wówczas się sformalizuje ten nowy model organizacyjny zwany przeze mnie NEMO. Nic to, kumpel z całkiem innej fabryki powiedział, żebym podesłała papiery, bo szukają u niego kogoś i może się nadam. Byłoby git – rzut beretem od domu, a zima idzie i jak śnieg znów się sypnie, jak ostatnio, to będę zmuszona używać tramwaju, a nie lubię i w tramwajach dupsko rośnie. Z ciekawością będę obserwowała moje losy zawodowe, zwłaszcza, że pod koniec ubiegłego roku pewna wróżka wywróżyła mi zmianę w tym zakresie i to w drugiej połowie roku. W sumie zmiana już zaszła, ale może zajdzie dalej... Dziś po WF-ie poszłam do galerii i się popławiłam. Najpi (...) Zobacz cały wpis na blogu » |
Zmiany, wyzwania, centra kompetencji! Fuj! Harley
Chciałabym żeby zagrali o mnie w karty. Obojętne czy w pokera – łapczywie patrząc na mnie i pragnąc wygranej, czy w Piotrusia, z lękiem wyciągając kolejne karty i myślą „byle nie ona”. A tu nic z tego. Najpierw nowy dyrektor, co nim będzie od stycznia, opowiada o przyszłości, potem dzwoni do mnie jakiś gość o nazwisku nic mi nie mówiącym i pyta czy ktoś już ze mną coś? (w sensie czy już jakiś kierownik coś mi proponował – pracę konkretnie). Na domiar złego rozmowę zaczyna od poinformowania mnie, co słyszał, że niby zajmuję się czymś tam, co znane jest mi z nazwy, ale czego dotyczy muszę zapytać kolegę z przeciwka, bo zapomniałam oczywiście czy to wspomaga, czy dla operatorów czy może związane z biznesem. Ja nie chcę wybierać! Nie chcę „określać swoich preferencji” ani „gdzie się widzę” (bo widzę się tam gdzie mnie nie widzą i preferencje mam ździebko sprzeczne z innymi preferencjami, a (...) Zobacz cały wpis na blogu » |
Dziurawy ten mój dom Harley
Na pewnym strychu były żarówki. Całe pudełko żarówek z lustrem. Już dawno miały byś na moim strychu, aż w końcu... Ale stało się to dopiero wieczorem. Sobota była ciepła i słoneczna, w sam raz na różne rzeczy. I tak Bazyl postanowił wywoskować swoje auto, łącząc przyjemne z wietrzeniem dziecięcia. Woskowanie z wietrzeniem bezkonfliktowo mógł zrealizować u mnie przed domem. Przyjechał z rodzinką, a my ciepłą i słoneczną sobotę uznaliśmy za doskonałą na wycieczkę - wsiedliśmy na motocykl i pojechaliśmy do Arkadii (Nieborów był tydzień wcześniej). Wróciliśmy pod wieczór. Mężczyzna z Warszawy zrobił kebab. Byliśmy już po lodach i miałam pozmywać po kolacji, kiedy przyszedł kolega Juniora. Ze wspomnianymi na wstępie żarówkami. Postawił pudło w przedpokoju i cofnął się do korytarza. Wydawało mi się, że nachylił się po coś jeszcze, ale nie, zamykał drzwi. Trochę mnie to zdziwiło, ale sko (...) Zobacz cały wpis na blogu » |
BMW Harley
Mężczyzna z Warszawy sprzedaje motocykl i kupuje auto. Że niby na zimę. To auto ma być na zimę. Ale czy wiosną kupi nowy sprzęt, czy dopiero latem? Czy kupi...? Jakoś smutno jawią mi się wakacje w limuzynie. Jemu zamarzyło się wygodne podróżowanie, a ja spoglądam na kaloryfery i zastanawiam się, czy na następną zimę nie odblokować ich, a piecem się jedynie wspomagać – ciepłotą i nastrojem. W takich chwilach czuję upływ czasu. Widzę go też w podkrążonych, zmęczonych oczach. I w paru innych miejscach też ;). Zapominam o nim – o czasie, przestrzeni i o pierwszym wymiarze – zapominam o zmęczeniu i bezlitośnie ciętej perspektywie i trwam wraz z chwilą, która powinna być rzeczownikiem rodzaju męskiego, chwilą piękną. Wychwalam ją cicho, nawet nie szeptem, by nie usłyszał mnie czasem, bo kto wie czy czego kiedy nie podpisałam tylko pamięć zawodna i cyrografu nie pamięta. Jeszcze ciszej, ciszą od szeptu jeszcze dalszą wypowiadam też inne słowa najmilsze. Nie (...) Zobacz cały wpis na blogu » |
. Harley
Dosyć lansu. A w sobotę jakby czas się cofnął. Byliśmy pograć w ping ponga, w sali przykościelnej, gdzie siostrzyczka Weronika trajlowała z trzema gimnazjalistkami, a z głośników leciały Czerwone Gitary z Klenczonem. Nierealne. Zobacz cały wpis na blogu » |