Aas

Wpisy zawierające słowo kluczowe aas.


« najpopularniejsze słowa kluczowe

Wracamy do domu. Harley

(niezły czas mam w poprzedniej notce, jakbym się wyzerowała) Od pewnego czasu usiłuję postawić dom siłami wyobraźni. Jestem zbyt przyzwyczajona do skośnych dachów, bombardowana projektami typowymi – czerwona dachówka i szczyty Tatr z trzema kominami– albo posiadłościami w stylu „polski dworek”, żeby zbudować coś innego, a tymi skosami nijak nie da się nakryć bryły, stworzonej przez układ pomieszczeń, jaki sobie ułożyłam. No, bo jakże to? Dom z płaskim dachem...?   Kilka dni temu usłyszałam w radiu hasło „płaski dach”. Nie pomnę szerszego kontekstu, ale architekci chyba też są znudzeni dachówką, gontem i strzechą. Ciekawa sprawa, co willowa dzielnica w Tallinie jest w przewadze zabudowana płaskimi dachami. Zacofani są, czy awangarda? Obstawiam to drugie zważywszy na nowoczesne kształty okien, ciekawe elewacje i stan tych domów – są d (...)

Zobacz cały wpis na blogu »
Pomiędzy Harley

Nie da się uniknąć bywania w łazience, a to tam głównie doznaję olśnień i wpadają mi do głowy genialne rozwiązania. Oczywiście nie z ich powodu chciałabym omijać łazienkę szerokim łukiem, raczej powinnam przesiadywać na kiblu albo pod prysznicem jak najwięcej. Niestety, w tym również przybytku mają miejsce doznania z drugiego krańca emocjonalnego, czasem zagłębiam się w sobie, a to nic dobrego nie przynosi. Wczoraj pod prysznicem – myję się i tak się zastanawiam i nie znajduję uzasadnienia, po co ja na tym świecie byłam. Tak, byłam, bo teraz trwa dogasanie, już nie powalczę za wiele. U niego też minorowo. Chyba nawet bardziej niż mi mówi. Czuję, że nie daję już tego co kiedyś, albo raczej brać mu się nie chce. Rad by ręce wyciągnąć (...)

Zobacz cały wpis na blogu »
Północ, pólnocny wschód Harley

Jako się rzekło, wróciliśmy na ląd i pojechaliśmy wzdłuż wybrzeża na północ. Kiedy już ją osiągnęliśmy i dalsza podróż musiała przebiegać na wschód przyszła pora na kolację. Produkty były, potrzebna nam była tylko kuchnia i miejsce na sypialnię. Mężczyzna z Warszawy zostawił mnie przy sprzęcie na samym czubku cypla i poszedł się rozejrzeć. Nie wierzyłam w pozytywny wynik tego rozglądania i oczywiście się pomyliłam.   - Po lewej się ktoś rozbił, będziemy po prawej.   Jak powiedział, tak było. W krzaczorach, przy plaży. Kuchni z piecem nie będzie, westchnęłam w duchu i znów się pomyliłam. Nie był to wprawdzie żeliwny grill ani piec, ale palenisko ułożone z kamieni, osłonięte od wiatru przez niezbyt wysokie choinki. Czyli wystarczyło nadziać, doprawić i piec. Bo na kolację były oczywiście szaszłyki! Jak ładne to było miejsce doceniliśmy rano – spokojne morze, bez najmniejszej fali i ptactwo rozgadane j (...)

Zobacz cały wpis na blogu »
Flądra, to za mało Harley

Następnego dnia w palnie mieliśmy wyspę. Wybraliśmy największą, Saremę. Czekanie w kolejce na prom dłużyło się z powodu upału, ale nie był rady, nie mieliśmy zabukowanego wcześniej biletu, więc byliśmy w puli rezerwowej. Szczęśliwie na drugi prom już się załapaliśmy. Bilet niedrogi, chyba około 20-25 złotych za dwie osoby i sprzęt. Sarema nawet w porównaniu z wymuskaną Estonią jest perełką. Nie wiem czy oni tak regularnie koszą tę trawę, czy mają gatunek zmodyfikowany genetycznie z kodem określającym wysokość kłosków. Obstawiam to drugie, bo ludzi z kosiarką widziałam dwóch, a trawa, nawet ta przydrożna, bezpańska była przepisowej wysokości kilku centymetrów. Właśnie! Pobocza. Teraz uświadomiłam sobie czemu tak mi się podobały. Były porośnięte zieleniną – tą króciutką trawą i jakimiś płożącymi. Słodko właziły na asfalt, tworząc sielskie widoki, jak z obrazka.   Na tej wyspie zafundowaliśmy sobie jedyny posiłek w kn (...)

Zobacz cały wpis na blogu »
Huśtawka Harley

Rozjechaliśmy się w przeciwne strony tuż za wyjazdem z kempingu. Trochę żalu, trochę nadziei. Sympatyczni, to żal. Nadzieja...? Zawijamy w sreberko... Ale wracajmy do zdjęć.   Estonia jest porządna i czysta na sposób daleki od niemieckiego. Jest skandynawska, przynajmniej tak sobie wyobrażam Skandynawię, bo na żywo jej nie widziałam. No właśnie... Warto by tam pojechać. Trawa starannie przystrzyżona, domy głównie drewniane, ogrodzenia, jeśli są, to niskie płotki, dobre drogi, pusto, zielono, choć roślinność niezbyt wybujała. Jechaliśmy wiejskimi drogami wzdłuż wybrzeża i rozglądaliśmy się już za noclegiem. Bałtyk w tym rejonie przypomina raczej jezioro z brzegami porośniętymi wysokim sitowiem. Zatrzymywaliśmy się chyba dwa razy, żeby odpocząć chwilę i popatrzeć. Szłam wtedy w przeciwną stronę niż on, bo miałam wrażenie, że jemu jest głównie żal. Że nie jesteśmy już w czwórkę albo, że nie jest sam. Gdyby teraz mógł pewnie by zaprzec (...)

Zobacz cały wpis na blogu »
Rozpalony sprzęt Włodzia Harley

Od wyjazdu z kempingu na Łotwie do popołudnia następnego dnia nie wyjmowałam aparatu. A szkoda, bo Włodek nieźle się prezentował z sakwą zionącą płomieniami. Chyba się do tego przyczyniłam. Jakiś bezradny mi się wydał na stacji benzynowej przy poprawianiu sakw, bo mu opadły. Nie wiem, czy faktycznie opadły, czy tak mu wmówiliśmy, ale postanowił je podciągnąć wyżej. Nie miał czym ich związać, a ja miałam oczywiście w zapasie taśmę z klamrą. Dałam mu ją ze szczerego serca. Podejrzewam, że ta taśma była przyczyną dramatu. Była bardzo topliwa, a to ona pierwsza zetknęła się z rozgrzanym wydechem, kiedy sakwy znów z lekka opadły.   Jedziemy sobie z Mężczyzną z Warszawy, aż tu wyprzedzają nas chłopaki i zjeżdżają na pobocze. Nie od razu to zauważyłam. Najpierw sporo dymu z rury, potem dym uleciał i pokazały się piękne płomienie. Dość szybko je ugasili. Włodek podrapał się po głowie i zaczął poprawiać mocowanie sakw.   - Może zajrzy (...)

Zobacz cały wpis na blogu »
Początek albumu Harley

Najprościej byłoby dać linkę do picasy, gdzie założyłam album Estonia i wgrałam zdjęcia opatrzone stosownymi opisami. Dołożyłabym kilka zdań o tym, czego nie sfotografowałam i szlus.   Ale linka zbyt długa jest i sięga za głęboko i w oczy zagląda, więc trzeba się posłużyć samymi słowami.   Tym razem mieliśmy towarzystwo. Cztery dni byli z nami dwaj kumple. Zatem skład był następujący: my na badziorze, Majki na VX-sie i Włodek na Zefirze. Majki miał jechać z nami na całe dwa tygodnie, ale perturbacje sercowe nim zawładnęły – najpierw miał złamane i całkiem zrezygnował z wyjazdu, ale w Chorzowie się prawie zakochał i skrzydła mu urosły, ale wystarczyło ich tylko na te cztery dni właśnie, bo potem uniosły go z powrotem do nowej Miłości. Włodka namawiać nie trzeba było, choć miał prawo marudzić – świeżak (jak się o nim wyraził Mężczyzna z Warszawy), bo przejechał dopiero ze 4 tys. km, jeszcze nigdy swojego kawasaki tak daleko nie zabierał, a (...)

Zobacz cały wpis na blogu »
Estonia ładna jest i czysta Harley

Wakacje zaczęły się Tyskim w Chorzowie. Znaczy festiwalem Ryśka Riedla. Muzycznie do bani, namiotowo też. Namiot zawijamy w sreberko i odkładamy w strefę przemilczenia, o muzyce słów subiektywnych kilka. T Love się obroniło, Cree w kiepskiej formie, Dźem w jeszcze gorszej – stare hity bezbarwnie brzmiały, a nowy repertuar jakiś nijaki. Pozostali wykonawcy niezauważeni z jednym wyjątkiem. Wielkim zaskoczeniem dla mnie był ten koncert. Nigdy nie przepadałam za tym zespołem, a wokalistka ... znawcy mówili, że zdolna... Cztery lata temu na Tyskim skręcało mnie, na widok dziwacznej postaci z paskudną grzyweczką, która przewracając oczami wychrapywała teksty piosenek, a jak mówiła do publiki, to pieściła się jak przedszkolak. Fuj! Nowe piosenki Hey puszczane w Trójce też mi się nie podobały, za dużo elektroniki czy co...? A na żywo... Rewelacja! Dla nich warto było tam pojechać mimo, że byli jedynym jasnym punktem na jednej wielkiej czarnej plamie złego nast (...)

Zobacz cały wpis na blogu »
Estonia ładna jest Harley

Za chwilę wychodzę na obiadek rodzinny. Będę opowiadała kolejny raz o wakacjach. Zdawałam relację dzieciom, we fabryce, trochę sąsiadom, komuś tam jeszcze. Lecę już tymi samymi zdaniami niczym nauczycielka  z wieloletnim stażem, opowiadająca na geografii o tym kraju. Dziś też opowiem, co widziałam, czy się podobało i dlaczego. Opowiem to samo, co wszystkim poprzednio. Co czułam nie opowiem, bo są to opowieści namiotowe. Tu też o tym co czułam powiem tylko – potworny niepokój. Czuję go wciąż.   No, to idę. Zrobię przy okazji pranie, bo od ręcznego obtarłam sobie trochę palce.  

Zobacz cały wpis na blogu »
Świńska sprawa Harley

Ukraińskie, karpackie świnie mają przesrane życie. Dosłownie. Zamknięte w chlewie, również takim paralelnym. Miałam nadzieję, ze ich wielkie nosy pozbawione są powonienia. Dziś już wiem jak wygląda prawda – świnie mają lepszy węch niż psy!. Jednak nie smród jest tam najgorszy. One chyba jedynie jedzą, wydalają i śpią – z naciskiem na „śpią”. Bo cóż można robić więcej w ciemnej komorze z jednym maleńkim okienkiem umieszczonym pod sufitem. Na domiar złego tej szyby nikt nigdy nie mył. Upiorne miejsce, ciemne, cuchnące i nieprzytulne. Szybko stamtąd wyszłam. A weszłam, bo Marija (gospodyni) zabrała mnie do swojej córki, która przejęła gospodarstwo po rodzicach, którzy zeszli „na dół” (znaczy do niższej części wioski) żeby „robić biznes”. Wybudowali dom dla letników i drugi – dom weselny. Żałowałam, że byłam tam w czasie jakiegoś ich postu i nie zobaczyłam jak wygląda huculskie (...)

Zobacz cały wpis na blogu »
Mój prywayny chlewik Harley

Może niedorzecznie brzmi sformułowanie – rzuciłam alkoholizm, ale to najtrafniejsze określenie. Zrobiłam właśnie to. Rzuciłam alkoholizm i nie jestem ani AA ani abstyntką. Bilans wygląda następująco: Od jakichś dziesięciu lat piję niemało, oj niemało... Ale ostatnie cztery z hakiem, to już codziennie.   5 tygodni w Hiszpanii i weekendy  kiedy byłam z Mężczyzną z Warszawy, wspólne wyjazdy, może jeszcze jakieś pojedyncze dni – do odliczenia od tych 4 lat z hakiem, kiedy codziennie (ze wspomnianymi wyjątkami) kładłam się spać mniej, a częściej bardziej, narąbana. Butelka wina, potem dwie. Drinki, wódka, piwo, spirytus z sokiem grejpfrutowym. Każdego wieczoru chwiejnym krokiem szłam do łóżka. Następnego dnia wracałam po swoich wieczornych śladach i odkrywałam, co do kogo napisałam, jakiego majla, jaki komentarz, jaką notką, co powiedziałam do Mężczyzny z Warszawy na gg.. Przypominałam sobie, że jadłam, bo kawał (...)

Zobacz cały wpis na blogu »
Velvet Harley

Wyobraziłam sobie wielkie litery tytułu prasowego – Pan Stefan (lat 40) wygrał proces przeciwko firmie produkującej papier toaletowy Velvet. Absurdalny proces o odszkodowanie wysokości np. pięciu milionów złotych, gdyż firma oszukała pana Stefana (lat 40), który widocznie lubi czytać siedząc na sedesie i raz zapomniał zabrać do łazienki jeszcze ciepłe „Życie na gorąco”. Z braku laku sięgnął po rolkę papieru toaletowego. Czyta, czyta, że nigdy się nie kończy, aż tu nagle! Skończył się! W najmniej stosownym momencie! Co naraziło pana Stefana (lat 40) na krępującą sytuację – musiał zawołać swoją żonę, panią Zofię (lat 45), która ... I tak dalej. Przypuszczam, że Velvet tylko w Polsce pozwala sobie na tę obietnicę bez pokrycia, znając naszych sędziów kierujących się wciąż zdrowym rozsądkiem, co odbija się piętnem na takim np. panu Stefanie (lat 40) i innych oszukanych konsumentach.   Ukraiński papier toaletowy też mógłby p (...)

Zobacz cały wpis na blogu »
Hustler Harley

Świat się zmienia. I spłaszcza – takie mi przyszło słowo do głowy na wspomnienie Domestosa, którego kupiłam w sklepiku w skąpanej w błocie ukraińskiej wiosce.   Wlewałam go potem po każdym spłukaniu muszli sedesowej, a on mozolnie przemieniał czarną dziurę złowrogo patrzącą na mnie z głębin sedesu w łagodniej spoglądające oko. Nie mogę narzekać, dość czysto było w tym pokoju z łazienką. Kibel, jak na ukraińskie standardy też był zaskakująco czysty i biały, ale tam, gdzie zaczyna się woda w syfonie, tam zaczynała się głęboka czerń. Kiedy wyjeżdżaliśmy było tam już tylko szarawo.   Dwa dni padało i było zimno. Chmury gęsto zasnuły niebo, nie dając nadziei na przetarcie. Marzył mi się Domestos na obłoki. W dzień łaziłam do Wierchowiny albo do Kryworywni, bo przecież z powodu deszczu nie będę siedziała w domu. Poza tym miałam sprawę do załatwienia – ja ubranie od deszczu miałam...   W sklepie prawi (...)

Zobacz cały wpis na blogu »
Idę spać Harley

A w ogóle to rzuciłam alkoholizm. Jakieś trzy miesiące temu. Tak z dnia na dzień. Coś mi dało do przemyślenia i rzuciłam. Nawet wiem co. Organizm sam – również z dnia na dzień – uznał, że jest odtruty i teraz po jednym piwie jestem lekuchno zawiana. Właśnie Desparadosa spełniłam z kolegą jednym zagubionym życiowo. Poszedł. A Mężczyzna z Warszawy kąpał się w jeziorze. Jezioro od niego na północny wschód chyba, a ja lekko południowy zachód. No szkoda. Ale z tym alkoholizmem to całkiem poważnie. Był. I rzuciłam. Z dnia na dzień. I jak wypiję, to do niego nie wracam. Dziwne jakieś, ale podoba mi się.

Zobacz cały wpis na blogu »
Chwilka Harley

Nie było zbyt długich przygotowań. Późno było - przed drugą w nocy – a my oboje zmęczeni długim dniem i całym tygodniem. Przyszłam do niego z łazienki w cienkiej bluzeczce i ręczniku owiniętym wokół bioder. Nie zasnął czekając, co wymagało od niego chyba sporego wysiłku, bo prysznic, zęby, jeszcze oliwka na ciało – to wszystko nie trwa sekund pięć. Teraz patrzy jak smaruję twarz kremem i uśmiecha się. To znaczy wtedy, wczoraj, a raczej dziś w nocy. Usiadłam przy nim, uniósł się i objął mnie prawą ręką, lewą sięgając do guzika przy bluzce. Całował, głaskał, przytulał, smyrał nosem, brodą, pocierał policzkiem po mojej coraz bardziej odsłanianej gołej skórze. Ręcznik też mi zdjął. Obejmując mnie cały czas, przytulony, łagodnie i powoli położył się na plecach. Czyli to ja miałam być jakby to powiedzieć...? No moje miało być na wierzchu :). Na wierzchu nie było niczyje albo obojga -  niby niemożliwe? A jednak, (...)

Zobacz cały wpis na blogu »