Janek Paprocki cudem przeżywa katastrofę budowlaną. Gdy budzi się z amnezją w szpitalu, oświadcza, że kogoś zabił. Wskazuje miejsce ukrycia zwłok i broni. Mariański rusza z dochodzeniem.
Zuza Lewandowska przyjmuje Paprockiego jako swojego klienta. Wkrótce wychodzą na jaw kolejne tajemnice, a Lewandowska stara się odkryć prawdę i odnaleźć sens w chaotycznych zeznaniach Janka. Gdy w sprawę zaczyna mieszać się sekretarz partii – Wiśniewski, oraz warszawski gangster – Turski, sytuacja komplikuje się z dnia na dzień coraz bardziej.
Jakie znaczenie ma w tym wszystkim zniknięcie ulubionego płockiego lekarza? Czy zaginione przed laty kosztowności w jakikolwiek sposób wiążą się ze sprawą? Czy zamknięty w zakładzie psychiatrycznym Paprocki odzyska pamięć zanim będzie za późno na rozwiązanie zagadki?
Niespodziewane zwroty akcji doprowadzą Zuzę Lewandowską do finału, którego nikt się nie spodziewa!
Na blok, w którym mieszka główny bohater spada jakiś niezidentyfikowany obiekt radziecki. Janek Paprocki jako jedyny przeżywa katastrofę, a po odzyskaniu świadomości przyznaje się do morderstwa i z dokładnością opisuje, gdzie ukrył ciało i broń. Wszystko zgadza się z jego opisem. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że zbrodnia została popełniona ponad 40 lat wcześniej, a on nie miał prawa wiedzieć tego co wie... Jego obrony podejmuje się Zuza Lewandowska - adwokat o ciętym języku, nie bojąca się aktualnie panującej władzy i posiadająca gadającą papugę, której jawnie nienawidzi.
Chwilami gubiłam się w całej historii. Najbardziej przeszkadzało mi osadzenie jej w czasach komunizmu w Polsce. Niekoniecznie spodobał mi się również styl pisarski autora. Początkowo ciężko było mi przebrnąć przez pierwsze kartki i odkładałam książkę "pod byle pretekstem". Jednak tak w połowie zaciekawiła mnie na tyle, że dokończyłam ją od razu. Jak na thriller, to nie było w niej jakiegoś efektu zaskoczenia, bo od razu było wiadome, że nie Janek Paprocki popełnił zbrodnię i dość szybko wydało się kto to zrobił. Zdziwiłam się tylko tym, jak autor zakończył jego wątek... Zupełnie dla mnie niezrozumiale.
Sama bohaterka Zuza Lewandowska też była dla mnie pełna sprzeczności. Z jednej strony ma gdzieś związki, dzieci i poświęca się pracy. Generalnie relacje między ludzkie też ma gdzieś, ale kiedy jej ciotka zachorowała, to przyjęła ją do siebie do mieszkania, zamiast oddać do jakiegoś ośrodka opieki. A kiedy wprowadza się do mieszkania obok sąsiadka, która jest przesadnie religijna, to też nie potrafi sobie z nią poradzić...Głośno podkreśla, że jest ateistką, ale jak ksiądz jej mówi, że powinna swoje mieszkanie oddać potrzebującym, to obrażona wraca do siebie, ale nic nie robi. Ale już totalnym absurdem było, kiedy ksiądz do niej zadzwonił, że jakaś kioskarka zmarła (notabene której Lewandowska nienawidziła i źle jej życzyła) i żeby, to ona (jako zupełnie obca osoba dla zmarłej) zapłaciła za pochówek, to ta powyklinała i nagadała, po czym zapłaciła.... Dla mnie zupełny absurd.
Reasumując. Przeczytałam, bo zaczęłam, a nie lubię odkładać książek bez ich dokończenia. Jednak nie "porwała" mnie na tyle, bym z jakimś WOW ją wspominała, czy polecała.
Moja ocena: 5/10