Żyjemy w świecie, w którym karmi się nas (nomen omen) przekonaniem, że tabletka na wszystko pomoże. A tymczasem nie dajemy szansy naszemu organizmowi, żeby się bronił zanim zrobi to za niego chemia. Oczywiście, samo się nie zrobi, zmiany trzeba wprowadzać, żeby mu pomóc w tej walce. W moim przypadku batalia trwała niemal trzy lata.
Niestety, bez rezultatów. Sprawdzone dotąd diety dawały na chwilę nadzieję, a potem obserwowałam, jak wyczekane efekty mój organizm świetnie torpeduje i się mści skokiem wagi w stylu jo-jo-plus. Tyle że mój HOMA-IR wskazywał jednoznacznie, że trzeba zadziałać bardziej zdecydowanie. Tak zrobiłam. Ograniczyłam dość mocno cukier, zaczęłam się więcej ruszać, słuchałam muzyki relaksacyjnej. Spełniłam wszystkie standardowe zalecenia, ale na własnych zasadach, słuchając potrzeb mojego organizmu. Wynik wreszcie zaświecił się na zielono.
I co zrobiła moja endokrynolog? Z dawki 3x850 zeszła na 2x500. Jak się okazało, to był zbyt drastyczny skok, więc zaliczyłam kryzys. Na dodatek zaczęłam osładzać stres związany z powrotem do aktywności zawodowej po latach i ani się obejrzałam, a wskaźnik HOMA-IR znowu poszybował do nieba. Jeszcze nie tak wysoko jak na wstępie, ale... Do tego doszedł problem z sennością. W ciągu dnia nagle zasypiam i to mocno. Ostatnio mnie ścięło, gdy piłam... kawę! A miała mnie na nogi postawić...
Zmieniam więc specjalistkę. Zobaczę pod koniec czerwca, czy okaże się lepsza od poprzedniczki. I sensowniej zorientowana w stopniowym odstawianiu metforminy. Bo żeby była jasność - jestem zwolenniczką unikania chemii, jeśli to możliwe... Chcę mieć wyniki zielone i świadomość, że teraz mogę kontrolować sytuację bez tabletek. Taki jest cel...